27.12.2016

Rozdział ósmy – No More Mr Nice Guy


A/N: Kochani, ja nie wiem co się stało… Nie, no dobra wiem. To zasługa tych wszystkich miłych komentarzy, za które z całego serca dziękuję, oraz nocnych dyskusji z M. Szaloną o fandomie :) Zapraszam zatem na specjalną świąteczno-noworoczną edycję Severusa hogwarckiego, która całkowicie przedefiniowała moją wizję zakończenia tej historii. Z tego miejsca pragnę zadeklarować, że limit rozdziałów przeskoczył właśnie o całe oczko, zatem planuję ich już dziesięć, nie dziewięć, no i… No i dodam jeszcze, że nigdy nic nie wiadomo. Zwłaszcza z Severusem Snape'em. Szczęśliwego nowego!






Zimne i stęchłe powietrze lochów było więcej niż znajome. W miarę jak schodził po spiralnych schodach, osiadało na jego włosach, ramionach i plecach niczym ciężki płaszcz. Przytłumione, zielonkawe światło pochodni zakrzywiało jego poczucie czasu i pory dnia — Severus musiał sobie przypominać, że jeszcze nie nastał wieczór. Z drugiej jednak strony, co za różnica. W końcu to Szkocja. Dni były coraz krótsze. Na pierwszy przymrozek nie będzie trzeba wiele czekać. Osobiście obstawiał, że śnieg spadnie… Być może już w przyszłym tygodniu?
— Ach, Severusie, drogi chłopcze! Gdzieżeś się nam podziewał, hm?
Porzuciwszy nadzieję na dyskretne wemknięcie się do klasy po dzwonku, Severus z grobową miną wślizgnął się do pierwszej lepszej wolnej ławki. Nie musiał się specjalnie rozglądać, by wiedzieć, co wszyscy w tym momencie myślą, ponieważ w grupie wybrańców losu dopuszczonych do studiowania eliksirów na poziomie zaawansowanym było ich dokładnie pięciu — Nigel Carrington, Toney Porden, David Scott, Enos Yaxley, on sam… no tak. I Lily Evans. Jak mógłby zapomnieć… W każdym razie nienawidzili go tu wszyscy, jak jeden mąż. I żona.
— No więc? — Profesor Slughorn podparł się pod boki, wsuwając kciuki w kieszonki kraciastej kamizelki, która ledwo opinała jego wydatny brzuch.
Wyczuwając, że tym razem nauczyciel mu nie odpuści, Snape odchrząknął przeciągle, próbując sobie kupić trochę czasu na wymyślenie wymówki.
— Mój chłopcze, czyżbyś był przeziębiony? — W oczach Slughorna odmalowała się troska; czy prawdziwa, czy udawana, tego nie sposób stwierdzić.
— Nie — mruknął Severus i powoli odłożył swoją torbę na podłogę. — Zasiedziałem się w bibliotece. 
Oczywiste kłamstwo zdawało się usatysfakcjonować profesora, który najwyraźniej nie tyle szukał u Ślizgona usprawiedliwienia, co nie chciał otwarcie pokazać, że go faworyzuje. Natomiast siedząca z tyłu klasy Lily prychnęła głośno i z niechęcią, z czym nawet nie zamierzała się specjalnie kryć. Ślizgon wyprostował się odruchowo, czując jak płoną mu policzki. Nie chciał wchodzić z nią w żadną konfrontację, ale to nie znaczy, że umiał być wobec Lily do końca obojętny. Nie podobało mu się to wcale. Po prostu nie był w stanie zaakceptować, że uczucia to nie buzujący kociołek, który można ugasić jednym ruchem różdżki.
— Przechodząc do meritum… — Profesor Slughorn odwrócił się do tablicy i wrócił do spisywania instrukcji na najnowszy eliksir, którym mieli się dziś zająć.
Nie oznaczało to jednak, że Severus mógł się odprężyć. Schylił się, by wyjąć swoje podręczniki i schował głowę dokładnie w momencie, gdy w jego stronę poleciała papierowa kulka rzucona przez Nigela Carringtona. 
— Uch! — syknął Krukon, niezadowolony, że nie trafił. 
Siedzący obok niego David Scott zacmokał z dezaprobatą i podczas gdy Slughorn kontynuował wykład, upokorzony Severus ukradkiem wyjął z kieszeni różdżkę i sprawił, że woda w kociołku Carringtona zaczęła wrzeć — z początku nieznacznie, a zaraz potem na tyle gwałtownie, by całe biurko się rozchybotało. Kociołek przewrócił się na podłogę razem z kawałkami pergaminu, kałamarzem i piórem Krukona, które zaraz utonęły we wrzątku.
— Szlag by cię, Snape! — krzyknął Carrington, podrywając się do pionu.
— Galopujące centaury! — Profesor Slughorn upuścił kredę i odwrócił się w stronę uczniów z oburzoną miną. — Co tu się wyrabia?
Severus wychylił się powoli spod biurka, z absolutnym spokojem rozkładając na blacie swoje książki. Jego różdżka spoczywała tuż obok „Zaawansowanego warzycielstwa”, w razie gdyby ktokolwiek śmiał posądzić go o jakiekolwiek niecne uczynki. Snape uniósł niewinnie brwi na widok zaskoczonej miny nauczyciela, który w obliczu dylematu automatycznie wziął stronę podopiecznego ze swojego domu:
— Carrington, weź się w garść i posprzątaj ten bałagan. — To powiedziawszy, wykonał serię niezdarnych skłonów, ale pokaźny brzuch nie pozwalał mu dotknąć podłogi, zatem zdecydował się wziąć świeży kawałek kredy ze słoika stojącego na pulpicie. 
Krukon posłał Snape’owi nienawistne spojrzenie, co Ślizgon zarejestrował jedynie kątem oka, ponieważ pilnie udawał, że robi notatki.
— Tak, o czym to ja… A, tak! W momencie, gdy dodamy odrobinę jadu tarantuli kalifornijskiej, choć należy pamiętać o ciągłym mieszaniu…
Za chwilę nowa papierowa kula trafiła Severusa prosto w kark. Tym razem nawet nie drgnął. Doskonale wiedział, kto ją rzucił.
Szczerze mówiąc im dalej w las, tym bardziej Severus miał dosyć. Z każdym następnym dniem, tygodniem i miesiącem wyczerpywała się jego cierpliwość. Kiedyś Hogwart był dla niego wyczekiwaną ucieczką, a teraz stał się niemalże więzieniem. Być może szesnastoletni pogląd na pewne sprawy nie był za bardzo globalny, ale cóż Severus mógł na to poradzić? Niekoniecznie przebierał w przyjaznych ludziach, którzy mogliby nakierować go na mniej ograniczony tok myślenia. Na tym etapie kłótnia z jedyną przyjaciółką, jaką miał w życiu, zdawała się być końcem świata.
Gdziekolwiek nie poszedł, zaraz natykał się na Lily Evans. O czymkolwiek by nie pomyślał, jakimś cudem wciąż wracał do Lily Evans. Lily Evans była wszędzie, Lily Evans, Lily Evans, Lily Evans; w całym zamku unosił się zapach jej perfum, a jej śmiech zdawał się dźwięczeć w jego uszach dniami i nocami. I chociaż dawniej po prostu nie mógł się nią nasycić, teraz na sam dźwięk jej głosu ściskało go w żołądku, na jej widok zalewała go krew i był pewien, absolutnie pewien, że jeżeli jeszcze raz usłyszy słowa „Lily Evans”, rzuci się w sam środek Wielkiego Jeziora z kamieniem u szyi.
Jedynym pozytywem rozpadu ich przyjaźni był fakt, że teraz już nikt nie stał pomiędzy Severusem a Huncwotami. Sekretnie aż się skręcał, wił i czekał, aż którykolwiek z tych zarozumiałych gnojków chociaż kichnie w jego kierunku — był przygotowany. Każdego dnia, zanim jeszcze się dobrze obudził, mógł wyrecytować piętnaście rzadkich, czarnomagicznych klątw jeszcze straszniejszych w skutkach, niż Niewybaczalne. Przy myciu zębów powtarzał w głowie wszystkie znane sobie eliksiry i zioła zdolne zabić, unieszkodliwić, sparaliżować lub odebrać zmysły. Gdyby ktoś mierzył mu czas, pomiędzy wyjściem z lochów a dojściem do Wielkiej Sali umiałby z pamięci wyklepać trzy skomplikowane instrukcje na trzy różne sposoby uwarzenia Wywaru Żywej Śmierci, a wszystko to jeszcze przed śniadaniem.
Na nic się to jednak zdało, bo jak na złość nawet tych czterech debili opuściło go w chwili potrzeby. Od września żaden z nich nawet na niego nie spojrzał, a na korytarzu zdawali się go wręcz omijać. Odkąd w październiku Lily demonstracyjnie poszła do Hogsmeade na randkę z Potterem, nawet on przestał się Severusa czepiać. Ślizgon uznał złośliwie, że widocznie ugasiła w tym kretynie pożar, którego nie były w stanie ugasić nawet najbardziej poniżające „dowcipy”. W tym wszystkim Snape nie sądził, by Huncwoci jakimś cudem dorośli — podejrzewał po prostu, że nie byli aż tak głupi, na jakich wyglądali. Dobrze wiedzieli, co do tej pory powstrzymywało Severusa przed rozpętaniem im prawdziwego piekła w odwecie za lata dręczenia i poniżania, a skoro ta otoczka bezpieczeństwa została bezpowrotnie zniszczona… Teraz czuł się jak piekielny Cerber spuszczony ze smyczy i tylko czekał, aż ktoś odważy się go sprowokować.
Po eliksirach Severus pospiesznie wyszedł z klasy i przemknął się schodami prowadzącymi na kamienny dziedziniec, chcąc zdążyć zajrzeć do biblioteki przed zamknięciem. O ile teraz naprawdę musiał pilnie wypożyczyć jedną książkę, o tyle wcześniej zwyczajnie zagapił się podczas przerwy na papierosa. Lubił myśleć, że nowy nałóg to jedyny element ze świata mugoli, dla którego istniało miejsce w jego życiu, chociaż… No… był też ukradziony Petunii Evans plastikowy długopis, którego nigdy nie używał. Spoczywał on na dnie jego torby od niemal roku i z jakiegoś nieznanego sobie powodu Severus nie mógł się zdobyć, by go wyrzucić. 
Teraz przemierzał korytarze tak szybko, jak pozwalały na to jego długie, chude nogi. Za wszelką cenę nie chciał wpaść na Lily, bo skoro nawet obecność nauczyciela nie była w stanie ugasić jej wściekłości, nie miał zamiaru sprawdzać, do czego byłaby zdolna w cztery oczy. Rzucanie klątw na Pottera i Blacka to jedno, ale ona… Snape nie był tak do końca pewien, czy pomimo wszelkich prób znienawidzenia swojej byłej przyjaciółki tak samo bezwzględnie, jak ona znienawidziła jego, naprawdę byłby w stanie zrobić jej krzywdę. Coś mu mówiło, że absolutnie nie, a wybitnie nie miał zamiaru przekształcać swojej reputacji zdziwaczałego kujona w „zdziwaczałego kujona, który przegrywa pojedynki nawet z dziewczynami”. Hogwart był jednak miejscem, w którym kumulacja magicznej aury sięgała progów jeszcze wyższych, niż w Ministerstwie Magii. Niektórzy twierdzili, że takie natężenie magii zaczyna wręcz żyć własnym życiem — nic dziwnego zatem, że im bardziej Severus starał się Lily unikać, tym bardziej jakaś nadnaturalna siła postanowiła go do niej przyciągać.
— … i do tego jeszcze przyniósł rodzicom szampana, co za bufon! Naprawdę nie wiem, co moja siostra w nim widzi. Jest okropny! Wielki i zwalisty, jak wieloryb! Nie gada o niczym innym, jak o ekonomii i kosztach produkcji jakiśtam… śrubokrętów, czy czegoś innego. Słowo daję, jeżeli przyprowadzi go na święta, chyba puszczę pawia.
Gdy tylko usłyszał znajomy głos, Snape czmychnął za róg i przylgnął do kamiennej ściany w samą porę, nim Lily miała szansę go zauważyć. Była jednak zbyt zaabsorbowana narzekaniem na nowego absztyfikanta Petunii, by zwracać uwagę na otoczenie.
— Evans, ale co cię to w ogóle obchodzi? Jak chce się z nim spotykać, to niech się spotyka. Przecież i tak nie rozmawiacie. — James wziął od niej ciężką, szkolną torbę wypełnioną podręcznikami i przerzucił ją sobie przez ramię z łatwością.
— Wiem. Wiem, ale… Ale ona naprawdę nie jest głupia, James.
— Serio? — Pokazał jej język, na co ona szturchnęła go żartobliwie i przewróciła oczami.
— Daj spokój, on mówi do niej „Pet”. Pet! Jak do zwierzątka. To obrzydliwe.
Potter uniósł brwi, a Severus wcisnął się jeszcze głębiej w ciemny kąt. Naprawdę nie chciał podsłuchiwać, bo i też sprawy Lily nie miały dla niego żadnego znaczenia, ale teraz było już za późno, by się wycofać. Zwłaszcza, że trochę go jednak ciekawiło… To znaczy wcale go to nie ciekawiło! Paskudna mugolska siostra Lily obchodziła go chyba jeszcze mniej, niż ona sama, jej wstrętny nowy dom i tragicznie snobistyczna matka, ale… Ale skoro już tu był, równie dobrze mógł wysłuchać do końca.
— Naprawdę? Mógłbym przysiąc, że jeszcze dwa miesiące temu twierdziłaś… Jak to było? „Gdybym miała tak ciasne poglądy jak moja siostra, to już dawno dostałabym klaustrofobii”? — James wyszczerzył równe, białe zęby w szelmowskim uśmiechu, a Lily zmarszczyła nos, co miała w zwyczaju, gdy starała się nie roześmiać.
— Może — chrząknęła — ale wciąż! Nikt nie zasługuje na bycie narzeczoną dla wieloryba!
Severus zmrużył oczy, próbując odgonić od siebie obraz Petunii dzierżącej harpun wielorybniczy. Potrząsnął dyskretnie głową, mając nadzieję, że Gryfoni przestaną urządzać sobie pogawędki i bardzo szybko się oddalą, najlepiej zanim pani Pince zamknie tę cholerną bibliotekę.
— Narzeczona dla wieloryba — powtórzył James, śmiejąc się pod nosem. — To ładne. Evans, nic nie poradzisz. Serce nie sługa, mogła wylądować gorzej.
— Och, przestań! Naprawdę, nie twierdzę, że jest świetną partią, ale też nie musi się godzić na byle co. Nie wierzę, że w całej Anglii nie ma faceta, który… No, jeżeli już wybiera sobie głupka, to może niech wybierze głupka o parę ton lżejszego, na Godryka!
Głośny śmiech Pottera niósł się jeszcze długo korytarzem, a gdy Severus w końcu odważył się wychylić ze swojego kąta, puścił się biegiem przed siebie. Zdążył dosłownie w ostatniej sekundzie. W pierwszej chwili sądził, że pani Pince zatrzaśnie mu drzwi przed nosem — w końcu nigdy specjalnie za nim nie przepadała. Z jakiegoś powodu do końca dnia towarzyszyła mu również wizja Petunii Evans w stroju wielorybnika — do tego stopnia, że nie mógł się nawet skupić na swojej pracy domowej. W końcu porzucił ją rozgrzebaną w połowie i wrócił do Pokoju Wspólnego, łudząc się, że dokończy wszystko z samego rana przed zajęciami. 
— Hej!
Zanim zdołał chociażby zbliżyć się do dormitoriów szóstego roku, z miejsca przy kominku pomachał do niego Regulus Black.
— Hej, Severus!
Regulus Black był o rok od niego młodszym Ślizgonem, który, podobnie jak Lucjusz, był również wszystkim tym, czym Snape nigdy nie będzie — przystojnym chłopcem z dobrego domu, który nie musiał się martwić o pieniądze, posiadał rodzinę, rezydencję, odpowiedni rodowód, nazwisko, które otwierało wszystkie drzwi… Nie wspominając o wrodzonej gracji w poruszaniu, przy której sposób chodzenia chudego wyrostka w typie Severusa przypominała małpie kroki. Gwałtowny skok wzrostu pomiędzy piątą i szóstą klasą pozostawił go jeszcze chudszego, a do tego ze stanowczym nadmiarem w długości wszystkich kończyn, z czym nie do końca jeszcze sobie radził. Dlatego zwykle po prostu się garbił, mrużył oczy i miał nadzieję, że przemknie niezauważenie z punktu A do punktu B.
— Czego chcesz?
Nie ruszył się z miejsca, za to Regulus przyskoczył do niego radośnie i wcisnął mu do ręki nieco zmięty wycinek z mugolskiej gazety. Należało bowiem wspomnieć, że z jakiegoś powodu panicz Black, który z powodzeniem mógłby zostać księciem Slytherinu i otaczać się z każdej strony hogwarcką crème de la crème, szczególnie upodobał sobie właśnie Severusa. Kretyn.
— Co to jest? — burknął starszy Ślizgon.
— Pamiętasz, jak mi opowiadałeś o swoim ojcu? — Regulus uśmiechnął się od ucha do ucha. — Zapytałem–…!
W tym momencie Severus zrzucił swoją przeładowaną torbę na podłogę i szarpnął Blacka tak mocno za szaty, że ten niemalże rozbił się o pobliską ścianę.
— Au!
Snape przycisnął go do niej z zaskakującą siłą i przystawił mu do gardła różdżkę, którą wyciągnął z kieszeni tak szybko, że Regulus nawet tego nie zarejestrował.
— Zamknij się! Nigdy ci nic nie mówiłem, kto ci to powiedział! — warknął na niego, nie dbając o to, że robi scenę. 
Nikt się nimi jednak nie interesował — nawet Ślizgoni bali się wchodzić mu w drogę, a poza tym wychodzili raczej z założenia, że wtrącanie się w nie swoje sprawy przynosi więcej kłopotów, niż pożytku.
— Puść mnie — syknął Regulus, nie bez cienia strachu. — Rozmawiałeś o tym ze mną. Byliśmy razem w Świńskim Łbie, kupowałem ci whisky i ledwo się dotargaliśmy do zamku i…! Uch, po prostu spójrz na to zdjęcie! — Pomachał bezwładnie ręką, którą Snape właśnie mu wykręcał. 
Chude, długie palce zacisnęły się jeszcze mocniej na jego przedramieniu, ale w końcu ciekawość zwyciężyła. Snape schował różdżkę i podniósł z podłogi świstek. Gdy tylko przebiegł pospiesznie wzrokiem po czarno-białej fotografii, ciemne brwi podjechały do góry.
— Jak–…?
— Tor wyścigowy w Ascot należy do mojego wuja — sapnął Regulus, a potem wskazał mężczyznę na fotografii. — A to jest twój ojciec, nie mam wątpliwości! Znalazłem go.
Istotnie, Severus nie mógł się nie zgodzić. Jego prawa ręka odruchowo powędrowała do nasady ogromnego, zakrzywionego nosa, którą potarł w nerwowym tiku.
— Naprawdę? Myślałem, że Blackowie przestali inwestować w hazard. — Złożył wycinek na pół i schował go do kieszeni szaty, uśmiechając się do Regulusa paskudnie. 
— Zwariowałeś? Tor w Newmarket należy do Malfoyów, stryjek Notta trzyma w garści cały BHA, a wydziedziczona cioteczna kuzynka Lyssandry Lestrange, tej z drugiej linii, wyszła za Sir Gordona–…
— Dobrze, oszczędź mi rodowych ploteczek. — Severus zgrzytnął niecierpliwie zębami.
— No, w każdym razie wyszła za dżokeja. 
Snape zmarszczył brwi, a Regulus wciąż patrzył na niego ze szczenięcym zachwytem, czekając na wyrazy uznania.
— Hm. 
W głowie Severusa już od dwóch minut układał się jednak skomplikowany plan, w którym nie było miejsca dla panicza znudzonego idyllą bycia Blackiem. Odkąd tylko Severus sięgał pamięcią, Tobiasz Snape zawsze kochał hazard ponad rodzinę. Tym razem w końcu nadarzyła się okazja, by wykorzystać tę słabość przeciwko niemu.
— Spisałeś się, Reggie. — Poklepał go po namyśle po ramieniu, uznając, że w sumie taki mały niewolnik może się mu jeszcze do czegoś przydać.
— Napiszesz do niego? — Chciał zaraz wiedzieć Regulus.
Snape zgarnął swoją torbę z podłogi, uśmiechając się wciąż w ten sam przerażający sposób. Miał dużo lepszy pomysł. Skoro drogi tatuś postanowił trzymać się blisko domu, jak typowy karaluch, syn marnotrawny powróci na święta do Spinner’s End. Lepiej jednak, żeby do stycznia Tobiasz Snape znalazł sobie jakąś bardziej odosobnioną kryjówkę, bo gdy cierpliwy człowiek szykuje zemstę… Furia wzgardzonej kobiety to przy tym ledwie podmuch letniej bryzy.



13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Naprawdę muszę przyznać, że uwielbiam jak piszesz. Czytając każdy kolejny rozdział po kolei mam ciągle ochotę na więcej. Bardzo zaciekawił mnie fragment o Tobiaszu Snape, no i też Sev nigdy nie miał wielu przyjaznych znajomych, a Regulus wydaje się inny co bardzo mnie cieszy, bo skrycie przyznam, że jest jedną z moich ulubionych postaci, nawet nie wiem do końca dlaczego. Muszę też przyznać, że w Twoim opowiadaniu nikt nie tak nie irytuje jak sama Lily Evans! Ale podoba mi się to, że nie wszędzie jest idealna.(tak jak u mnie :D)
    Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku i przede wszystkim duuuużo weny, bo już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! <3 Lily Evans to zło! Szczęśliwego nowego tobie również. Widzimy się niebawem.

      O.

      Usuń
    2. Przy okazji zapraszam również na mojego nowego bloga o całkowicie innej tematyce, lecz nadal Potterowskiej. Może Cię zainteresuje :)
      http://alfard-black.blogspot.com/

      Usuń
  2. Ojej, czyli to jednak prawda.
    Vernon to Doktor. Nawet ma śrubokręt.
    ZAWSZE to wiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam! Ale Severus to Doktor. Przecież ma płaszcz!

      Usuń
    2. Może jeden to Doktor, a drugi to klon, co się znowu odtworzył z jakiejś części ciała? Albo któryś z nich jest Mistrzem a nie Doktorem, tylko obaj zmienili sobie DNA żeby ich nikt nie znalazł i nie pamiętają że są Władcami Czasu? I nikt nie jest w stanie ich poznać, bo się zregenerowali tuż przed tą podmianą?
      A tak poza tym, to skoro płaszcz świadczy o tym, czy jesteś Doktorem, to mój pan od chemii też jest Doktorem. No od zawsze go o to podejrzewałam, serio, nawet ma odpowiednie koszule i garniak :P

      Usuń
  3. O matko. Piękna sprawa! Coś mnie podkusiło, żeby dzisiaj zrobić maraton po wszystkich trwających blogach, które czytam... a u Ciebie nowość. XD
    Perspektywa Severusa — jestem w niebie. Jeszcze do tego Slughorn. Albo z czasem złagodniał w ocenianiu, albo w klasie Snape'a są sami marni uczniowie, bo on chyba przyjmował do owutemowych klasy wszystkich z minimum powyżej oczekiwań z SUM-ów, nie? A co do Lily, to zawsze twierdziłam, że takie dobre oceny z eliksirów (i pewnie innych przedmiotów) zawdzięczała w dużej mierze Severusowi. Sama może i była bardzo inteligentna, ale do geniuszu, nad którym rozpływał się Slughorn, trochę jej brakowało.
    Chociaż nie lubię Lily, cieszę się, że postanowiłaś napisać o uczuciach Snape'a do niej. Prawie zawsze trafiam na opowiadania, w których autorki wręcz upośledzają ich relacje, piszą, że to było tylko naiwne koleżeństwo. A w pozostałych dwóch procentach w ogóle o tym nie wspominają, co jest chyba lepsze. Wybitnie nie leży mi ta historia z Lily i wielką miłością Snape'a (przypuszczam, że Tobie też), ale skoro tak zadecydowała Rowling, musimy się tego trzymać, jeśli chcemy pisać w miarę kanonicznie. :/
    Severus pali, awww. <3 Jestem zagorzałą przeciwniczką tego nałogu, ale w opkach uwielbiam takie zabiegi. Miła odskocznia od kolejnego chlejącego na umór Snape'a.
    Vernon. Czekałam na to od początku. To jedna z postaci, która nie budzi we mnie jakichś nienawistnych uczuć (jak Lily czy Molly), wywołuje raczej niechęć, ale w ustach Lily opowieść o nim brzmi niemal pozytywnie — wszystko, byle mieć inne zdanie niż Lily. XD W Twoim opowiadaniu jest naprawdę okropna. XD
    Powiem tak — strój wielorybnika to nic. Petunia sama jest jak harpun — chuda i ostra.
    Czyżby szykowała się konfrontacja Severusa z ojcem? W takim razie jeszcze bardziej nie mogę się doczekać. Snape jest mrukiem, jego matkę wykreowałaś na chłopczyco-wariatkę... kim okaże się Tobiasz?
    Na koniec mam jeszcze pytanie. Skoro już bliżej niż dalej końca, planujesz jeszcze jakieś sevowe (albo przynajmniej potterowskie) opko? Nie pamiętam, czy już o to pytała, a znając moją pamięć, wszystko możliwe, ale w sumie nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi, ostatnio miałam taki napad weny jak pisałam "Siostry", ach co za czasy… Zajrzyj na mój profil, tam mam wszystkie podlinkowane blogi i właściwie w każdej historii występuje Severus :) Szczególnie polecam Branwen Owens i Andromedę. Jak na razie planuję zrobić w końcu coś odautorskiego, ale wiadomo, że kiedy Snape się kogoś uczepi, to już raczej nie odpuści. Nie powinnam była go wpuszczać do głowy.

      Ja również uważam, że po pierwsze romans Snily jest chujowy, a po drugie Snape pomagał jej w lekcjach, no ja przepraszam, ale to on był genialny! Pfff nienawidzę kultu Lily. A szykuje nam się nie tylko konfrontacja z ojcem, ale Vernon, ślub, sfoszona Lily no i BABCIA! Także stay tuned!

      O.

      Usuń
  4. O nie... teraz przez Ciebie mam wizję Petunii w sztormiaku z harpunem na tle skaczącego wieloryba :D jestem pewna, że będzie mi się to dziś śnić :D
    I wnioskuje o co najmniej 20 rozdziałów ! Mogę nawet zorganizować podpisywanie petycji :D
    Pozdrawiam,
    Kora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha nie ma za co ;) Żebyś tylko wiedziała, jakie ja mam wizje Petunii… Dowiemy się już niedługo. Nie wiem, czy będzie 20 rozdziałów, ale 10 na sto procent. Dziękuję, że znów mnie odwiedziłaś.

      Ściskam,
      O.

      Usuń
  5. „W końcu to Szkocja” — właśnie zniszczyłaś mój światopogląd. Czytam HP odkąd skończyłam siedem lat, a właściwie pierwszą cześć tata mi czytał na głos do spania, a zawsze byłam przekonana, że Hogwart jest w Anglii. xD
    „Ślizgon wyprostował się odruchowo, czując jak płoną mu policzki” — przecinek przed „jak”. I tego, Severus i rumieniec? Jakoś tego nie widzę.
    Podoba mi się to, jak przedstawiłaś Slughorna: nauczyciela, który niby nie popuszcza płazem (a przynajmniej stara się sprawiać takie wrażenie), ale przystaje na każdą durną wymówkę i nawet nie doszukuje się w niej kłamstwa, które jest w sumie tak oczywiste, że dalece szukać by nie musiał.
    Bardzo realistyczne jest też to, że Seva dopytywał o powód spóźnienia [nie wiem, czy tu bym się zgodziła, że z obawy bycia posądzonym o faworyzowanie Ślizgona, czy raczej przez fakt, że on tak po prostu Severusa traktował — tak jak wszystkich uczniów, którzy byli mu obojętni lub za nimi nie przepadał (no bo nie oszukujmy się, Sev był w KŚ tylko z powodu swoich stopni)], a prychanie i ostentacyjne zachowanie Lily przemilczał. Tej Lily to w ogóle strasznie dużo uchodziło płazem. Nie wiem, czy jestem tak nastawiona do niej przez te durne ficzki o Mery Sójce Lily, która jest głupia i terroryzuje szkołę swoją popularnością, czy może głównie nastawiłam się do niej tak teraz, przez Twoje opko (choć nie powiedziałabym, że polubiłam Tunię tak ogólnie; może łatwiej mi ją zrozumieć, wybaczyć niektóre rzeczy, ale dalej nie jest typem bohatera, który mógłby zdobyć moją sympatię), ale gdy słyszę te jej prychnięcia lub próbę zwrócenia na siebie uwagi, gdy sytuacja wymyka jej się spod kontroli, normalnie rośnie we mnie jakiś sprzeciw i niechęć.
    „że uczucia to nie buzujący kociołek, którego można ugasić jednym ruchem różdżki” — „który”!
    Zauroczyło mnie to, jak pięknie przemyciłaś informację o tuszy Slughorna. I że o niej pamiętałaś na tyle, aby pomyśleć, że nie tak łatwo byłoby mu się schylić po kredę.
    „Gdyby ktoś mierzył mu czas, pomiędzy wyjściem z lochów a dojściem do Wielkiej Sali umiałby z pamięci wyklepać trzy skomplikowane instrukcje na trzy różne sposoby uwarzenia Wywaru Żywej Śmierci” — w tej części zdania jedynym przecinkiem, który powinien się pojawić, jest ten, który powinien stać przed „umiałby”. Zastanawiam się też nad koniecznością dwukrotnego podkreślania cyfry „trzy”, czy nie wystarczyłoby samo: „trzy skomplikowane instrukcje na różne sposoby...”
    Bardzo realistyczne jest to podejście do Huncwotów na zasadzie „nie zaczepiają mnie, bo się boją”, które nie bierze nawet pod uwagę, że chłopcy mogli po prostu dorosnąć (o ile się nie mylę, to był mniej więcej ten okres, gdy Huncwoci trochę spasowali z durnymi żartami, co nie? Zaraz chyba James miał zostać prefektem...).
    „przemknął się schodami prowadzącymi na kamienny dziedziniec” — „przemknął”, bez „się. Przemknąć nie jest czasownikiem zwrotnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie ciągle myślę i myślę o Lily... I zastanawiam się, czy trafia do mnie ta jej wersja, która w wieku szesnastu lat z nienawiści rzuca w Severusa kawałkami papieru na lekcji. Jakoś to zachowanie wydaje mi się tak dziecinne, że aż śmieszne i niepasujące. Poza tym, o ile mnie pamięć nie myli, Lily na Severusa się obraziła na nazwanie jej „szlamą” i Severusowe sympatyzowanie z Voldziem. Nie wiem, czy do końća jestem w stanie wytłumaczyć to, co mam na myśli, ale chodzi mi o to, że to Severus uraził Lily. Bardziej bym więc widziała tutaj reakcję Lily w postaci ignorowania Severusa całkowicie (tym bardziej, że z Twoich opisów wynika, że nie była ona osóbką na tyle przebiegłą, aby domyślić się, że takie wbijanie Severusowi szpili i pokazywanie mu się na każdym kroku bardziej go zaboli, aniżeli zniknięcie z jego świata).
      Średnio też spodobało mi się to, że w narracji zwróciłaś naszą uwagę na to, że Snape nie chce trafić na Lily, no i oczywiście na nią trafia. Sprawiłaś przez to, że to wpadnięcie na nią stało się tak widocznym i uwypuklonym imperatywem, że aż niesmacznym.
      Niemniej doceniam wstawkę o śrubokręcie! Śmiechłam. :D
      A tekst Jamesa „co cię to w ogóle obchodzi” jest czystą kwintesencją tego, jak Lily jest nakręcona na siostrę. :D
      „Severus zmrużył oczy, próbując odgonić od siebie obraz Petunii dzierżącej harpun wielorybniczy” — ja wiem, że Severus miał mugolskiego tatę, ale harpun wielorybniczy wydaje mi się tak bardzo mugolski, że aż mi kompletnie tu nie pasuje.
      Wiesz co mi jeszcze tu nie do końca pasuje, a co dotarło do mnie właściwie dopiero pod koniec sceny? Ja kumam, że Snape nie chciał trafić na Lily i pewnie wchodzenie z nią w konfrontacje, zwłaszcza w towarzystwie Jamesa, było ostatnią rzeczą, o której marzył, ale przed chwilą zapieprzał do biblioteki ile się da, a teraz podsłuchiwał jej rozmowy, nie zważając na czas, bo był ciekawy, co tam u Petuni? O.o A co jeśli Lily stałaby w tym korytarzu aż do ciszy nocnej? Co ona tak naprawdę mogłaby mu zrobić, gdyby ją minął na korytarzu? To nie jest Ginny, która rzuca upiorogackami, no weź.
      No i nie łapię jednej rzeczy — wcześniej biegł na złamanie karku do biblioteki, by zdążyć choć wypożyczyć książkę, a potem nagle miał wystarczająco czasu, aby zacząć odrabiać tam pracę domową? Rozważałam przez moment, że może robił to w dormitorium, a potem dopiero wyszedł z powrotem do pokoju wspólnego (Polkowski zapisywał „pokój wspólny” małymi literami), ale zaraz potem piszesz, że wrócił do pokoju wspólnego, a potem skierował się do dormitoriów, więc to by było bez sensu.
      „posiadał rodzinę” — nie da się posiadać rodziny. „Posiadać” i „mieć” nie są równoznaczne.
      „Furia wzgardzonej kobiety to przy tym ledwie podmuch letniej bryzy” — ooo, ale ładne zdanie. Chyba je sobie powieszę na ścianie. :D

      Usuń
  6. Hmm... co takiego kombinuje Sev? Coś czuję, że Tobiasz ma się czego bać. Narzeczona dla wieloryba - padłam!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń