20.12.2016

Rozdział siódmy – Hey You!

A/N: Wesołych świąt wszystkim! :) 
O ile nie dopadnie mnie spontaniczna wena, 
pewnie następnym razem zobaczymy się już w nowym roku.





Lily nie zamykała się na temat SUMów już od pierwszego dnia swojej wizyty, według Petunii całkowicie rujnując święta w nowym domu. Jej samej udało się wtrącić zaledwie dwa słowa na temat swoich nadchodzących egzaminów, ale nic to — na tym etapie wiedziała już swoje. Jej nowa szkoła i nowe mundurki były na pewno o wiele ładniejsze i niosły za sobą dużo lepszą przyszłość, niż jakaś szkoła zaawansowanego konserwowania żabiego skrzeku. To, że nikt nie chciał o nich słuchać to tylko skutek uboczny.
Michael Evans dostał upragniony angaż w londyńskiej operze. Oznaczało to nieskończenie lepsze możliwości, o których Petunia nie przestawała rozmyślać, a Linda nie pozwalała nikomu zapomnieć. Już od pierwszego dnia upiekła stertę ciastek i ruszyła z misją podboju serc sąsiadów. Jak na razie rezultaty były umiarkowanie udane, ale kobiety w rodzinie Petunii ogólnie rzadko się poddawały, więc spodziewała się, że runda numer dwa nadejdzie wkrótce. Pani Evans porzuciła pracę w klinice i z dumą powróciła do doglądania domowego ogniska, czemu poświęcała się teraz w pełni. Trzeba przyznać, że po jej czujnym okiem nowy dom wyglądał jak spod igły i wszystko chodziło jak w zegarku — łącznie z najstarszą córką, której posh metamorfoza nie była może zbyt korzystna dla samej zainteresowanej, ale satysfakcjonowała matkę i jej nowe poczucie społecznego awansu. Jak na razie Lily skwitowała nową bufiastą fryzurę siostry napadem chichotu, zanim zapewniła ją nieszczerze, że bardzo jej do twarzy. Petunia nauczyła się jednak znosić dużo gorsze i mniej wybredne uwagi, więc zagryzła zęby i ze słodkim uśmiechem oznajmiła:
— Widzę, że tobie przybyło piegów? Ale nic się nie przejmuj, dzięki piegom nie widać, że masz pryszcze.
Dość powiedzieć, że atmosfera przy świątecznym stole była nader napięta, dlatego gdy następnego dnia Petunia wróciła ze spaceru, nawet nie zdziwiła jej obecność w kuchni osoby, której miała nadzieję nigdy tam nie oglądać. Przyjęła jednak tę „karę” z absolutnie brytyjską powściągliwością, bo prędzej zjadłaby swój nowy kapelusz, niż przyznała, że ktokolwiek byłby w stanie wyprowadzić ją z równowagi — a już na pewno nie Severus Snape.
Lily przestała szczebiotać i obserwowała siostrę z mściwą satysfakcją wymalowaną w oczach. Petunia postanowiła zatem dołączyć do gry. Rozpięła powoli płaszcz i zamaszystym krokiem podeszła do kuchenki z zamiarem nastawienia wody na herbatę. Była zmarznięta, a jej twarz różowa od mrozu. Rzuciła rękawiczki na nieskazitelnie czysty blat stołu, posyłając nieprzyjemne spojrzenie intruzowi. Jako jedyny człowiek na tej planecie, Severus nie ugiął się pod jego ciężarem. Wręcz przeciwnie. Przestał się rozglądać i teraz patrzył na Petunię z jawnym wyzwaniem w oczach. Splotła ręce na piersi i również nie dawała za wygraną. W końcu to Lily przerwała milczenie, bo nie zwykła siedzieć w ciszy:
— Sev, nie powiesz nic o nowych włosach naszej drogiej Tunii?
Uwaga miała ją zawstydzić, ale Petunia z satysfakcją zaobserwowała, że blade, zapadnięte policzki chłopaka nabrały nieco koloru. Nie wyglądał na eksperta od mody i stylu, sądząc po jego wyglądzie było wręcz przeciwnie. 
Zanim sięgnęła po czajnik, kątem oka zarejestrowała, że Snape rozgląda się po kuchni z mieszanką niepokoju i podziwu. Petunia nie miała pojęcia w jakiej norze ten konkretny obwieś musiał się wychować, ale była pełna domysłów. Zresztą nawet taki laik jak on musiał przyznać, że nowa kuchnia Evansów była urządzona z wielkim smakiem, tak więc należało ją podziwiać.
— No? — ponagliła go Lily.
Severus skwitował wszystko wzruszeniem ramionami, a na jego wąskie usta wstąpił typowy dla niego pogardliwy uśmieszek. Osobiście uważał, że z tą fryzurą głowa Petunii przypomina gruszkę — i kolorem, i kształtem — ale nie był na tyle szalony, by ją obrażać, gdy trzymała metalowy czajnik pełen wrzątku. Ten instynkt samozachowawczy wyrobił w sobie już dawno.
Lily nie wyglądała na zadowoloną z jego odpowiedzi, czy też jej braku, dlatego postanowiła pociągnąć swoją farsę dalej:
— Petunio, kochanie, właśnie się zastanawiałam, nie wiesz kiedy wróci mama? Severus po prostu umiera z głodu.
— I postanowił zjeść matkę, czy tak? — Starsza panna Evans uniosła jedną brew, pełnym elegancji ruchem biorąc w dłonie spodeczek i filiżankę.
Snape nigdy w życiu nie pomyślałby, że ta konkretna mugolka ma poczucie humoru i teraz musiał wykorzystać cały arsenał umiejętności samokontroli, by się nie uśmiechnąć. Nawet jeśli Petunia to zauważyła, nic nie powiedziała. Była zbyt zajęta bitwą na spojrzenia z siostrą. W końcu odpuściła, z bardzo prostego powodu: jeżeli będzie miła dla jej oślizgłego kolegi, zbije swoją siostrę z tropu jeszcze bardziej, a Lily nie będzie miała jak poskarżyć się ojcu. Święty spokój wydał jej się dużo ważniejszy, niż przewaga moralna. 
— Przecież sama mogłaś się ruszyć.
— Wiesz, że nie wolno mi używać czarów poza szkołą. — Młodsza panna Evans wyglądała, jakby Petunia oznajmiła, że Ziemia jest płaska.
Starsza dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom.
— Uch, niech ci będzie! — Odstawiła filiżankę ze złością, poszła odwiesić płaszcz i wróciła do kuchni. 
Jej zimowe pantofelki stukały onieśmielająco o podłogę, a ona zdążyła już ułożyć przebiegły plan. Wyciągnęła z lodówki paczkę chleba tostowego, żółty ser i pomidory. W tym momencie Severus postanowił chyba uznać, że sprawy zaszły za daleko, a w związku z faktem, że były święta, dał głos:
— Bez przesady — burknął, podnosząc się powoli z krzesła. — Nie masz obowiązku mnie karmić.
Petunia włączyła toster i obróciła się w stronę Severusa z przesadzonym grymasem wyższości.
— Naprawdę? Szanowny pan jest zbyt dumny, czy boi się mugolskich bakterii?
Lily zmarszczyła zgrabny nosek z samozadowoleniem, przekonana, że udało jej się osiągnąć cel.
— Nie… — Snape powoli usiadł na swoim miejscu, mrużąc oczy i wyraźnie ważąc swoje następne słowa. — Ale-…
— Wielkie nieba, co cię to w ogóle obchodzi, i tak zawsze wyglądasz jakbyś nie jadł od tygodnia! — Petunia zerwała z haka różowy fartuszek, zawiązała go wokół talii, wyjęła z szuflady nóż do warzyw i z wieloletnią wprawą szybko pokroiła pomidory. 
Gdy skończyła, niemalże rzuciła na stół talerz idealnych tostów z serem, umyła ręce i wymaszerowała z kuchni z dumnie zadartym nosem. Satysfakcja przepełniała rudą głowę jej siostry, a tymczasem Snape nie był do końca pewien, co ma właściwie myśleć. Coś tu nie grało, ale nie umiał tego nazwać. Przez moment przemknęła mu przed oczami pełna sprzeczności wizja, której nie odważyłby się nigdy wypowiedzieć na głos — nie tylko ze względu na absurd sytuacji, ale i własne poglądy. 
— Okropne. — Lily ledwo nadgryzła jeden z tostów i zaraz odrzuciła je na talerz. 
Severus żuł swojego w milczeniu. Wiedział, że Gryfonka wymagała od niego solidarności w swojej krucjacie przeciwko siostrze i normalnie wyszedłby z siebie, by jej dogodzić, ale był zbyt głodny, by dobrowolnie rezygnować z jedzenia. Gdy drzwi na piętrze trzasnęły głucho, kiwnął krótko głową. Lily była pewna, że skierował ten gest do niej, więc w nagrodę posłała mu słoneczny uśmiech. Nie wiedziała, że Severus zgodził się właśnie sam ze sobą — gdyby ta bezużyteczna mugolka jednak okazała się czarownicą, z pewnością trafiłaby do Slytherinu. Miał absolutną pewność. 
Petunia tymczasem sądziła, że będzie go miała z głowy już na resztę przerwy świątecznej. Wszak jedna czarownica w domu w zupełności wystarczy, wielkie dzięki. Pomyliła się jednak kompletnie — najwidoczniej jej młodsza siostra postanowiła zrobić ze Snape’a swoją najmocniejszą kartę przetargową. W ciągu kolejnego tygodnia Severus odwiedził Evansów jeszcze dwa razy. Czasami Petunia zastanawiała się, czy może nie byłoby Lily łatwiej, gdyby zwyczajnie postawiła jej go przed nosem, najlepiej z dołączonym mrugającym neonem z jakimś obraźliwym napisem. Naprawdę nie wiedziała, co ten beznadziejny chłopak widzi w tej idiotce. 
Ze swojego miejsca w fotelu w dużym pokoju słyszała, jak Lily opowiadała mu o czymś z przejęciem. On śmiał się w każdym odpowiednim momencie, a w innych znowu mruczał z aprobatą. „Co za smętny pajac,” pomyślała Petunia, podkurczając nogi pod brodę i pochylając się znów nad swoją pracą domową z chemii organicznej. 
Miała bardzo dobry powód, by nie pozwolić sobie na choćby moment oddechu od nauki — gdy tylko jej szkolni koledzy przestali się naigrywać z jej pochodzenia, akcentu i faktu bycia „tą nową”, przeszli do docinków o kujoństwie. Nie zwracała na to jednak aż takiej uwagi. Brała to za dobrą monetę, bo po pierwsze pod koniec semestru wszyscy błagali o jej notatki na kolanach, a po drugie przynajmniej teraz nie była anonimowa. Jeżeli Petunia czegoś nie znosiła, to właśnie stania w cieniu. Poniekąd dlatego, jak sobie wmawiała, przez cały tydzień ferii zimowych pilnie uważała, by każdy jej strój podkreślał nowy status społeczny — w razie wizyt nieproszonego gościa miała w zanadrzu kolejny pretekst, by czuć się od niego lepsza.
— … i wtedy ten głupek James powiedział, że powinnam coś z tym zrobić, no i zrobiłam dokładnie jak kazał! — ryknęła Lily. — To znaczy rzuciłam na niego Jęzlepa.
Petunia warknęła pod nosem i zatrzasnęła podręcznik z hukiem. Wstała z fotela i wpadła do kuchni, z satysfakcją zauważając, że gdy tylko się pojawiła, Severus natychmiast spoważniał i wyprostował się jak struna.
— Lily, kochanie, jestem pewna, że światu potrzeba jeszcze więcej historii o twoim życiu dziwadła, ale czy wszyscy sąsiedzi w promieniu dwudziestu mil również muszą o nich słuchać?
Lily parsknęła z niedowierzaniem, a Severus przekrzywił głowę i przyjrzał się okładce jej podręcznika. 
— Petunio, jeżeli naprawdę aż tak ci przeszkadzamy, zawsze możesz przestać podsłuchiwać i iść na górę — odgryzła się, gdy tymczasem Snape wtrącił jednocześnie:
— Mogę to zobaczyć?
Obydwie siostry wbiły w niego zaskoczone spojrzenia. Petunia przycisnęła podręcznik do piersi, jakby stanowił absolutną kwintesencję jej dóbr doczesnych.
— Odczep się — syknęła, ale on już wyciągnął ręce. 
Zaskakująco silne, szczupłe palce zacisnęły się na książce. Snape zaraz otworzył na zaznaczonym przez Petunię fragmencie i zaczął czytać. Czarne brwi zmarszczyły się w skupieniu przy nasadzie nosa, a Lily zaśmiała się nerwowo, z początku myśląc, że Ślizgon bierze udział w jej docinkach. Petunia jako pierwsza zorientowała się, że czytał naprawdę, a do tego próbował zrozumieć, ponieważ Severus Snape nie byłby sobą, gdyby nie podszedł do jakiegokolwiek naukowego tematu od strony analitycznej. Zdawało jej się, że gdyby istniało w ogóle coś takiego, jak „Honor Snape’ów”, znalazłaby się w nim całkiem obszerna wzmianka na ten temat.
— Co to jest? — zapytał w eter.
— Ach, nasza Petunia chce zostać następną Madame Curie — wtrąciła Lily z przekąsem, pewna, że pytanie było skierowane do niej.
Petunia nadal stała w miejscu i zaciskała nerwowo dłonie, niezadowolona, że jej siostra pomimo bycia kompletnym dziwadłem wiedziała, kim była Maria Skłodowska. Snape nie zwrócił jednak uwagi na swoją przyjaciółkę i wbił dociekliwe spojrzenie w Petunię. Gdy tylko Lily się zorientowała, odwróciła się do siostry tak szybko, że jej długie włosy uderzyły ją w twarz. Petunia z trudem się powstrzymała, by za nie nie szarpnąć.
— Chemia organiczna bada wszystkie związki węgla — wyjaśniła, nie wierząc w to, że Snape naprawdę chciał wiedzieć. — Cukry, woski, kwasy tłuszczowe, aminokwasy, kwasy…
Nigdy wcześniej nie widziała go tak skupionego na jej słowach, a właściwie — nie pamiętała, czy ktokolwiek kiedykolwiek słuchał jej z taką intensywnością.
— Wszystkie węglowodory budują cząsteczki, a cząsteczki w zasadzie budują cały świat — mówiła dalej, w końcu decydując się, by podejść do niego bliżej. 
Przewróciła kilka kartek podręcznika, pokazując mu schemat podwójnej helisy DNA. Severus pochylił się nad tym ze szczególnym zainteresowaniem, po czym wrócił do tego, co czytał wcześniej. 
— I ty się tego uczysz? — zapytał, co Petunia zaraz zinterpretowała jako niedowierzanie i prychnęła pogardliwie.
— Owszem — wycedziła. — W przeciwieństwie do waszej szkoły dla dziwolągów, moje liceum wyznaje zasadę gruntownej edukacji.
Lily skrzywiła się kpiąco i burknęła:
— Nie dałabyś rady przerobić nawet materiału dla pierwszej klasy.
Petunia posłała jej uśmieszek, który był niemniej jadowity od codziennego grymasu Snape’a.
— Odezwała się ta, która opanowała jeden język nowożytny w zakresie ledwo średniozaawansowanym.
Petunia była szczególnie dumna ze swojej znajomości francuskiego, który na tym etapie nie był płynny, ale wkuła na pamięć tyle słówek, zwrotów i zasad gramatycznych, że mogła z powodzeniem tę płynność udawać. 
— I z czym konkretnie masz problem? — Severus zdawał się w ogóle sióstr nie słyszeć, zajęty pochłanianiem nowych informacji.
— Z niczym! — syknęła Petunia, pstrykając kilka razy plastikowym długopisem, którego wciąż ściskała w prawej dłoni.
Ślizgon uśmiechnął się przebiegle, unosząc jedną brew. Jakimś nieznanym Petunii sposobem zdołał sprawić, że ten uśmieszek był jednocześnie zachęcający, sarkastyczny i pełen samozadowolenia.
— Uch! — Podeszła do niego i przerzuciła kilka kartek podręcznika, wskazując palcem na ostatnie zadanie z estrami, którego za nic nie mogła rozgryźć. — Ale jeżeli wydaje ci się, że twoim małym, dziwacznym mózgiem będziesz w stanie choćby ogarnąć początek teorii-…!
— Daj mi to. — Wyrwał długopis z jej dłoni, śledząc w skupieniu zasady poprzednich działań.
— Seeev, przestań! Chodźmy lepiej na spacer — jęknęła Lily ze znudzeniem, ale on był już w swoim świecie.
— Jesteś pewien? A może naostrzyć ci gęsie pióro, panie Shakespeare? — wtrąciła Petunia jadowicie, a on zmrużył oczy jeszcze bardziej i, ku jej rozczarowaniu, w ogóle nie dał się sprowokować.
Severus nie byłby sobą, gdyby wycofał się przed naukowym wyzwaniem — zwłaszcza wyzwaniem czegoś, co wyglądało mu po prostu na mugolskie eliksiry. Sprawdzając co jakiś czas z teorią z poprzednich rozdziałów, zrobił kilka pobieżnych notatek na marginesach. Petunia obserwowała jego strzeliste, wąskie pismo i krzywiła się coraz bardziej na myśl, że oto w pewnym sensie Severus Snape zostanie w jej podręczniku już na zawsze.
Jeżeli się nie mylił, a z zasady mylił się rzadko, wystarczyło nałożyć parę prostych teorii reakcji eliksiralnych i zmodyfikować je do niezwykle ograniczonego mugolskiego spojrzenia. Podczas gdy młodsza panna Evans sapała znacząco i próbowała zwrócić na siebie jego uwagę, starsza zajrzała mu przez ramię, po raz pierwszy w życiu zażenowana w jego obecności. Jednocześnie gdzieś bardzo, bardzo głęboko domyślała się, że być może powinna czuć coś, co przypominało kształtem uznanie, ale jednocześnie kłuło to w jej dumę zbyt mocno, by była w stanie się do czegokolwiek przyznać.
— Proszę — oznajmił z triumfem, a gdy Petunia pobieżnie przejrzała jego działania, na jej okrągłe policzki wstąpił szkarłatny rumieniec.
Z jakiegoś powodu Snape’owi ten nowy stan rzeczy bardzo się podobał.

***

Eileen Snape umarła na początku sierpnia 1976 roku. I chociaż Lily nie zamieniła z Severusem słowa od niemal dwóch miesięcy, Evansowie stawili się na pogrzeb w komplecie. Ceremonia była skromna i niemal całkowicie pozbawiona emocji. Petunię zaskoczyło jedynie to, ilu magicznych stawiło się, by pożegnać Eileen — poznała ich po pelerynach z kapturem — oraz to, że Tobiasz Snape nie przyszedł w ogóle.
— Tak mi przykro. — Linda uścisnęła Severusa z matczyną troską i tylko Petunia widziała, że to nie żałoba sprawiła, że wyglądał na tak przerażonego, a ten niechciany ludzki dotyk.
Michael tylko uścisnął mu rękę, a Lily nie powiedziała nic. Stanęła z rodzicami z tyłu tłumu, unosząc dumnie podbródek i opierając się nonszalancko o pobliski nagrobek, najwyraźniej odnosząc mylne wrażenie, że wszystko obraca się wokół jej osoby. Petunia nie zdołała z niej wyciągnąć, co zaszło między nią a Snape’em i podczas gdy rodzice przyjęli jej punkt widzenia na wiarę, starsza panna Evans postanowiła jak zwykle przeprowadzić własne przesłuchanie:
— Gdzie twój ojciec? — zapytała obcesowo, czym odrobinę zbiła Severusa z tropu.
— Pewnie uciekł — odparł ponuro, już nawet nie starając się niczego udawać.
— Przed czym?
— Przede mną.
Umilkła na moment, a on rzucił jej wyzywające spojrzenie, doskonale wiedząc, że zrozumie jego aluzję. W tej jednej chwili wydał jej się dużo wyższy i o wiele bardziej niesamowity, niż chciałaby to przyznać. Nie miało to nic wspólnego z tym, że teraz przewyższał ją o dobre półtorej głowy — Petunia po prostu domyśliła się, że Severus nie wypowiedział tej groźby pochopnie. 
Lily już od dawna z nim nie rozmawiała, a nawet gdyby rozmawiała, na pewno nie powtórzyłaby tego swojej siostrze, ale mimo to Petunia wiedziała, że w domu w Spinner’s End musiały wydarzyć się rzeczy o wiele straszniejsze, niż jej wyobraźnia pozwalała to nakreślić.
— Przykro mi z powodu twojej matki — powiedziała, ku swojemu zaskoczeniu całkiem szczerze.
Uśmiechnął się krzywo i przymknął oczy na kilka sekund.
— Mi nie. 
— Aż tak kiepska z niej matka?
Jej impertynencka uwaga zdała się go bardziej rozbawić, niż rozdrażnić. Jeżeli była jakaś cecha, którą Severus lubił w Petunii Evans, to właśnie tą obsceniczną szczerość, której, jak się zdawało, nic nie mogło stłamsić.
Sama nie wiedziała dlaczego, ale została przy nim aż do momentu, gdy prosta, sosnowa trumna spoczęła w błotnistej ziemi cmentarza komunalnego w Cokeworth. Przemknęło jej przez myśl, że być może Severus wcale jej przy sobie nie chciał, ale gdy grabarze złapali za łopaty i zaczęli zasypywać grób, Snape dotknął dłonią jej dłoni. Trwało to dokładnie kilka sekund — na tyle krótko, by nie zdołała nic zrobić i na tyle lekko, by zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem jej się zwyczajnie nie wydawało. 




12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Podoba mi się jak opisujesz Lily i punkt widzenia Petunii na różne sprawy. Pokazuje to, że starsza Evans nie miała łatwo żyjąc w cieniu siostry, która uważana była za tą lepszą. Relacja Petunii i Snape'a też bardzo intryguje i myślę, że oboje sami jeszcze nie wiedzą do czego to wszystko prowadzi. Pozdrawiam i czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Hehe, ale my wszyscy chyba wiemy do czego to prowadzi, nieprawdaż? ;)

      Lecę deptać kanon po nocy! dziękuję, że wpadłaś.

      Pozdrawiam,
      O.

      Usuń
  2. To jest prawdziwie mistrzowski rozdział! Uwielbiam "Twoja" Petunię i jej relacje z Severusem :)
    Życzę Ci jak najwięcej weny żebyś nam mogła zrobić jakiś prezent na święta :D
    Pozdrawiam,
    Kora

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej tak mi miło, dziękuję! :) Bardzo dziękuję! Zobaczę co da się zrobić, jak na razie latam jak szalona po mieście i załatwiam ostatnie rzeczy przed świętami, a po drodze układam rozdział w głowie. Niekończąca się narracja Petunii i trochę więcej czasu… i kto wie ;) Nie obiecuję, ale coś się może pojawić.

      Ściskam,
      O.

      Usuń
  3. Widzę, że fabuła mknie do przodu, jeszcze rozdział wcześniej Petunia i Lily były dziewczynkami, a teraz to już młode panienki, dogryzają sobie też w niewybredny sposób. Chętnie zobaczyłabym tę „bufiastą” fryzurę Petunii, wyobraziłam sobie takie ogromne tapiry i dwa loki zwisające po obu stronach twarzy.
    Chociaż Rowling przedstawiła Petunię (starszą i młodszą) jako tę gorszą, mniej inteligentną, bardziej płytką i ograniczoną, dając nam dla kontrastu ful pozytywnych cech Lily (powalająca uroda, charyzma, intelekt, ponadprzeciętny talent), tutaj u Ciebie Lily faktycznie posiada te cechy, ale z punktu widzenia Petunii (i narratora) nie wypadają one dobrze dla młodszej Evansówny. Zwłaszcza że ta ma już tyle lat, jest na tyle inteligentna, że bez trudu mogłaby się domyślić, że jej siostra (choć skrzętnie to ukrywa) trochę zazdrości jej zdolności i przynależności do magicznego świata. Mimo że te wszystkie dobroci Petunii są wypracowane, naprawdę przyjemnie się o tym czyta, bo można sobie wyobrazić, ile chęci i wysiłku musiała w to włożyć, żeby poruszać się z gracją, panować nad sobą, dogryźć wtedy, kiedy trzeba, nie dać się sprowokować, to Lily wypada na tę gorszą, to ona zaczepia, robi to w prostacki sposób, chociaż próbuje to ukryć za oleistymi słówkami. Podoba mi się ta perspektywa, bo już nie mogę czytać o tej świecącej perfekcji Lily, która zaraz dostanie nóg i zacznie chodzić za Evansówną krok w krok, jakie opowiadanie o Huncwotach nie otworzę, tam zawsze ta idealna Lily Evans.
    To „dał głos” w połączeniu z Severusem fatalnie brzmi, chyba przedobrzyłaś z synonimem. Chociaż po tym uśmiechu w nagrodę zastanawiam się, czy to nie był celowy zabieg, bo już drugi raz w tym rozdziale Snape został przedstawiony trochę... psio. XD Jestem naprawdę zachwycona Snape'em z tego rozdziału. Wiem, że nie jest do końca kanoniczny, ale już mam dosyć tego wszędobylskiego Snape'a zakochanego po uszy w Lily i robiącego wszystko, co mu każe. FAKTYCZNIE jak pies. Tutaj ma swój rozum i naprawdę go używa, a moja niechęć do Lily w tym momencie przekroczyła wszelkie granice.
    Od początku czekałam na taką konfrontację Petunii ze Snape'em i nie zawiodłam się. Właśnie tak to sobie wyobrażałam, chociaż kiedy Lily wyjechała z tym spacerem i Seeevem (włosy zjeżyły mi się na karku, kiedy to sobie wyobraziłam), zabrzmiała trochę za bardzo jak idiotka, z deczuszka przedobrzyłaś. I tak sobie wtedy pomyślałam (podczas czytania tej wzmianki o tym, że Petunia nie ogarnęłaby materiału z pierwszej klasy), że Petunia po części sama jest sobie winna, że teraz musi toczyć takie hybrydowe bitwy z siostrą, bo to od niej zaczęła się wrogość, drwienie z mocy Lily, a młodsza po prostu to podchwyciła i stwierdziła, że dość już wciskania się w tyłek Petunii, jednak Petunię też rozumiem, skoro nigdy nie mogła znieść przebywania w cieniu...
    Sierpień 1976 roku. Czyli już po wszystkim, przyjaźń Snape'a i Lily się skończyła. A Ty na dodatek dołożyłaś mu do tego śmierć matki, biedny. A tym nonszalanckim opieraniem się o nagrobek Lily przechlapała sobie u mnie już całkowicie. Skończyłaś w fatalnym momencie, a tą notką, że rozdziału mamy się spodziewać dopiero po Nowym Roku, wcale nie podniosłaś mnie na duchu, bo jestem szczególnie ciekawa, jak będą wyglądały relacje Lily i Petunii po tym, kiedy Evansówna pozbędzie się przyjaciela, a przygrucha sobie Jamesa, ale wygląda na to, że będziemy musieli na to trochę poczekać. :(
    TYM BARDZIEJ życzę przypływu „weny” — wyjątkowo, bo jestem wenową ateistką. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję :) Kłaniam się. Ojojoj, czyżby aż tak było widać, że nienawidzę Lily Evans? Oj, nieszczęście! ;) hihihi

      To jest najmniej tolerowana przeze mnie bohaterka, głównie przez kompletną gloryfikację jej cech i ogólnie mitu Huncwotów, gdzieś tak od środka sagi. A Severus został przerobiony na psa w piątym, szóstym i siódmym tomie i dlatego tutaj tak trochę dźgam kanon patykiem.

      Ja i wena mamy teraz układ – uniwersum Petunii w mojej głowie istnieje na podwójnej linii. Jeżeli nie potknę się nagle o rozwiązanie, możliwości pozostaną ograniczone i za dwa rozdziały mogę ze spokojem zakończyć całą historię. Ale jeżeli jednak nastąpi dziura w czasoprzestrzeni od sierpnia '76… No to cóż ;) Możliwości są nieskończone. Dlatego nie będę się spieszyć. Allons-y!

      O.

      Usuń
  4. Nareszcie skomentuję, bo od początku chyba mi się jeszcze nie zdarzyło, jeju.

    Jak już mówiłam, całkowicie uwielbiam Petunię w tym rozdziale (bo mówiłam, prawda?). Jest w doskonałych proporcjach zazdrosna i wkurzona, na tyle doskonałych, że wkurzając się na umiejętności chemiczne Severa przypomniała mi o pracy domowej z chemii i sprawdzianiku. Jeśli ktoś kiedyś powie że fanfiki się nie przydają, to wspomnę o tej zapomnianej pracy domowej. :v

    Mimo tego, że śmierci Lily nie będzie, to czekam aż przydarzy jej się coś okropnego. Szczerze nie lubiłam tej posyaci w kanonie, a u ciebie osiąga to jakieś rekordy niechęci do postaci fikcyjnej. Mam wrażenie że jeszcze jedno zdanie ze wzmianką o Lily a rzucę wszystko w cholerę i wyjadę w Bieszczady, ale jako że to jest wątek, który w sumie napędza to opko, to może jednak się powstrzymam. No, nieważne, w każdym razie efekt osiągnięty, niechęć to już prawie nienawiść, brawo ty.

    Ściskam mocno i czekam na następny (cierpliwie, jeśli ma być przedostatni) ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 <3 <3 widzę ten nick i ten avatar i od razu się szczerzę do monitora

      Ach, fanfiki bardzo się przydają — gdyby nie fandom, prawdopodobnie byłabym już dawno w depresji.

      Cieszę się, że nienawiść do Lily aż kapie z tego fika, bo o to chodziło ehehehehehe też jej nie cierpię. No nie zginie przed 1981 na pewno, chociaż kto wie, kto wie… Znana jestem z deptania kanonu, jeszcze nie wiem co tam wymyślę. Jak na razie jeszcze nie wiem, czy to będzie przedostatni, bo jak już ci wspominałam czasem wena strzela mnie w środku pisania. Tym razem za nagły plot twist możemy dziękować Meadager Szalonej, która zasponsoruje nam fakt, że rozdziałów będzie już 10, a nie 9 ;) a potem zobaczymy… Trzymaj kciuki!

      Ściskam!
      O.

      Usuń
  5. Z pewnym opóźnieniem wracam się do starych rozdziałów i Ci je tam komciam! Powoli, po kolei, bo tempo publikacji masz zacne. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mam włączony alert, więc wszystkie pilnie czytam :)

      Usuń
  6. bo prędzej zjadłaby swój nowy kapelusz - hahaha <3
    Nie wiem, czy mój komentarz do tego rozdziału będzie bardzo konstruktywny, ale jedyne, co robię, to chichoczę jak głupia! Przepychanki słowne dziewcząt w tym rozdziale są przeboskie... "I postanowił zjeść matkę" <3
    W tym rozdziale podoba mi się też coś, czego wcześniej nie było - a przynajmniej nie w tak dużej ilości. Perspektywa młodego Severusa! I to, że już pojawiają się pierwsze znaki, że zgadzać się z Lily czasem jest mu niewygodnie, a Petunia jednak cośtam w głowie ma, no i jest całkiem zabawna. (Wiem, wiem, koloryzuję słownie, ale gdyby odrzucić Severusowe uprzedzenia, wierzę, że przyznałby mi rację :D).
    No i ta scena, w której wkurzona Lily pufa, wierci się i stęka, żeby Snape zwrócił na nią swoją uwagę, a Sev ma ją gdzieś i rozkminia chemię. <3
    *ten komć naprawdę będzie niekonstruktywny*
    I chociaż Lily nie zamieniła z Severusem słowa od niemal dwóch miesięcy, Evansowie stawili się na pogrzeb w komplecie. Ceremonia była skromna i niemal całkowicie pozbawiona emocji. - powtórzonko "niemal"
    To był jak dotąd mój ulubiony rozdział. Tak mi się wydaje, że Tunia i Sev do siebie pasują, bo ludzie o takich charakterach stanowią dla siebie pewne wyzwanie i przez to mogą wzajemnie być dla siebie pociągający. Taki, nawet nie zakazany owoc, ale coś nieokiełznanego, nieosiągalnego. A tu bach, masz ci los.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hah! Petunia i Severus razem są świetni ;) Mi chemia też trochę kojarzy się z eliksirami. Boże, czy tylko mnie Lily tak bardzo irytowała? Księżniczka się znalazła! Rozdział cudowny ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń