26.11.2016

Rozdział piąty – Let's Dance

– PETUNIO!
Pani Evans wbiegła na piętro i z hukiem otworzyła drzwi do pokoju dziewczynek. Choć, gwoli ścisłości, nazwa już od jakiegoś czasu wymagała gruntownej modyfikacji liczby mnogiej. 
– Mamo? – Petunia oderwała się od maszyny do pisania i spojrzała na rodzicielkę pytająco.
– Dość tego! Wołam cię od pięciu minut. – Linda zgarnęła maszynę do podłogi i fuknęła ze zniecierpliwieniem na córkę. – Walisz w te klawisze całymi dniami, nie da się już wytrzymać tego huku!
– Ale…
– Tatuś musi przepisać rachunki. Odda ci ją później.
– Mamo!
Linda wyciągnęła z rolki kartkę i zerknęła na pierwsze kilka zdań.
– Nie czytaj tego! – Petunia poderwała się na równe nogi i wyrwała matce swoje zapiski. 
– Co to w ogóle jest?
– Moja powieść! – Panna Evans poczerwieniała na twarzy, a Linda uśmiechnęła się dobrotliwie.
– Och, kochanie… – Pogłaskała ją po głowie i wyszła z pokoju sprężystym krokiem, kierując się na schody. 
Petunia zaczekała, aż wybrzmi ostatnie skrzypnięcie drewnianych stopni, zanim krzyknęła ze złości i trzasnęła z hukiem drzwiami. Oczywiście matka zaraz potem przybiegła na górę, ze szczękami zaciśniętymi z wściekłości, i rozpoczęła się dzika awantura. Niespełniona pisarka mogła niniejszym zapomnieć o maszynie na cały tydzień.
Ostatnimi czasy atmosfera w domu Evansów balansowała na granicy wojny stulecia. Odkąd Lily wyjechała, Petunia odreagowywała negatywne emocje w coraz gwałtowniejszy sposób. Gdyby miała płyty, z gramofonu nieustannie leciałby Eric Carmen. Albo Karen Carpenter. Na nic się zdawały krzyki, groźby i prośby – rodzice nie wiedzieli już, jak sobie z nią radzić. W końcu jedna, druga, trzecia i dziesiąta przyjazna sąsiadka zaproszona na herbatę uspokoiła panią Evans, że „to taki wiek”. Istotnie, Petunia już za miesiąc miała być nastolatką, ale szczerze wątpiła, czy w popularnych gazetach dla dziewczyn uzyska od kogoś poradę na temat tego, co robić, gdy twoja siostra okazuje się czarownicą, a ty zostałaś zepchnięta na boczny tor.
No, dobrze. Nie do końca tak właśnie było. Lily wciąż wysyłała do niej listy – to Petunia nie chciała na nie odpowiadać. Owszem, na początku nawet jej się to podobało, ale po jakimś czasie przypomniała sobie, że nigdy nie będzie jej dane zobaczyć świata, o którym Lily tak szczegółowo się rozpisywała. Nie wspominając o tym, że w tych opisach coraz częściej pojawiał się Snape. Snape, Snape, Severus Snape – z każdej strony zapisanej krągłym, chaotycznym pismem Lily skapywało to znienawidzone imię. Co kilka zdań starsza panna Evans była zapewniana o zaletach Severusa, które według niej, gdyby ktoś się pofatygował, by zapytać ją o zdanie, były nieistniejące. 
Od ładnych paru tygodni każdy list od Lily lądował w szufladzie. Owszem, Eros przez jakiś czas próbował ją zmuszać do odpisywania, pohukując nad Petunią i szczypiąc ją w palce. Zaczął jej unikać dopiero, gdy posłała w jego stronę gruby podręcznik do historii. Nie trafiła, ale to nie miało znaczenia. Od tamtej pory przynosił korespondencję z Hogwartu tylko rodzicom, którzy każdą wiadomość od młodszej córki traktowali z nabożeństwem.
Lily przyjechała do domu niedługo przed świętami. Ani przez chwilę nie przestawała mówić o szkole i wszystkim, co się w niej działo. Rodzice chłonęli wszystko, absolutnie zasłuchani, a Petunia udawała, że jest ponad to wszystko. W ramach cichej zemsty specjalnie zaplamiła żurawiną świeżo wykrochmalony obrus w takim miejscu, by matka nie zauważyła od razu.
– … i każdy jest przydzielany do osobnego domu. Są cztery, każdy ma swoje kolory i osobne dormitorium. Jest Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Ja jestem w Gryffindorze.
– To najlepszy dom, hm? – zasugerował ojciec, dokładając sobie pieczonych ziemniaków.
– Oczywiście! – Lily wyszczerzyła zęby. – Ale każdy ma swoje zalety – wtrąciła sprawiedliwie. Zmarszczyła brwi,  jak gdyby chciała jeszcze coś dodać, ale zaraz się rozmyśliła. – Sev jest w Slytherinie. Wszyscy myślą, że Ślizgoni są podli, ale ja wcale tak nie uważam.
– „Sev”? – burknęła Petunia, uśmiechając się złośliwie.
– Och, Tuniu, nie zaczynaj. Severus był dla mnie przemiły, on po prostu jest nieśmiały. Zresztą, jego ojciec–… – Lily zawahała się na moment, a jej policzki poróżowiały. 
Przypomniała sobie, że jeszcze chwila, a zdradziłaby sekret. Petunia natomiast od razu domyśliła się, o co chodziło i poczuła ukłucie zazdrości. Przedtem tylko ona i Lily miały sekrety, a teraz do obrazka dołączył jeszcze on?
– Dlaczego nie odpowiadasz na moje listy? – zapytała Lily, gdy po świątecznym obiedzie pobiegła za Petunią na górę.
– Nie mam czasu – odparła Petunia ważnym tonem. 
Wskazała podbródkiem na perfekcyjnie równy stosik książek na biurku. 
– Za rok mam egzaminy do dziesiątej klasy. Wiesz ile to w ogóle roboty? – zapytała, po czym uśmiechnęła się z wyższością. – Pewnie nawet nie uczą was, co to ułamki dziesiętne.
Lily zmarszczyła drobny nos i usiadła na ich dużym łóżku.
– Sev by wiedział… On w ogóle jest prymusem ze wszystkiego. Ostatnio opowiedział mi ciekawostkę o wronach. – Zamachała nogami w powietrzu. – Wiedziałaś, że wrony zapamiętują twarze ludzi, którzy mieli wobec nich złe zamiary i trzymają te wspomnienia przez resztę życia, a czasem, gdy zobaczą tych złych ludzi, skrzykują krewnych i znajomych i atakują stadnie?
Z jakiegoś powodu ta historia bardzo pasowała Petunii do dziwacznego chłopaka ze Spinner’s End. Z drugiej jednak strony, choć sowa wronie nierówna, posłała Erosowi zaniepokojone spojrzenie.
– Wydaje mi się, że się ciebie boi – wtrąciła Lily. – Eros, to znaczy. Nie Sev. Chociaż on pewnie też. Dajesz mu te przysmaki dla sów, które ci zostawiłam?
Przez chwilę Petunia zgubiła się w paplaninie siostry i przez myśl przemknęła jej wizja rzucania Snape’owi sowich chrupków, którą jednak odgoniła od siebie jak najszybciej.
– Co?
– Sowie przysmaki dla Erosa – wyjaśniła cierpliwie młodsza panna Evans, zeskakując z łóżka i kierując się w stronę komody, na której stało blaszane pudełko.
Potrząsnęła nim, a sowa natychmiast zaczęła pohukiwać i z niecierpliwością tłuc się po klatce. Przeczulona na hałas Petunia przypomniała sobie rozwścieczoną twarz matki i poczuła, jak żołądek zawiązuje jej się na supeł.
– Lily! Każ mu przestać!
– Daj spokój, po prostu się cieszy. Prawda? – zaświergotała, podając Erosowi dwa przysmaki prosto do dzioba.
Sowa uszczypnęła ją pieszczotliwie w palec, na co Petunia skrzywiła się nieznacznie. 
– Widzisz? Nie jest groźny, musisz go tylko do siebie przekonać. Ale pamiętaj, nie więcej niż pięć dziennie.
– Ależ oczywiście, arcyksiężno Lily – wycedziła. – Dla ciebie wszystko.
– Hej! To nie było zbyt miłe… Jeżeli to kwestia Seva–…
– O mój Boże! – Petunia zamachała rękami. – Jeżeli jeszcze raz usłyszę to imię, chyba cię uduszę!
Spod podłogi rozległo się głuche walenie, które Petunia znała bardzo dobrze. Matka ani chybi stała w kuchni i stukała miotłą w sufit.
– Nawet go nie znasz! Jak możesz go oceniać? – syknęła Lily, już nieco ciszej.
– Mogę i będę, a ty trzymaj go ode mnie z daleka!
– Hmpf! – Skrzyżowała ręce na piersi. – Kto wie, może do lata zmienisz zdanie.
– Nie zmienię!
– No to będziesz musiała, bo mama pozwoliła mi go zaprosić!
– Co! – Petunia na samą myśl aż się skrzywiła. 
Nie sądziła, by Lily kłamała. Najwidoczniej Petunia musiała być akurat zajęta czym innym, kiedy kwestia została podjęta przy stole. 
– To! – Lily była nieustępliwa. – Nawet mama zmieniła zdanie, powiedziała, że skoro to mój przyjaciel, to może do nas przyjść, tak samo jak twoje koleżanki. Żeby było sprawiedliwie!
– Nic tu nie jest sprawiedliwe! – krzyknęła Petunia nieco płaczliwie, a stukanie miotłą powtórzyło się jak na komendę.
Lily zacisnęła usta, urażona, po czym potrząsnęła rudymi lokami w sposób, który zirytował jej siostrę jeszcze bardziej.
– Świetnie! Zapraszaj go sobie! – warknęła Petunia. – Mam nadzieję, że zrobi na rodzicach odpowiednie wrażenie!
Jej słowa zawisły między nimi na dłuższą chwilę. Potem obydwie nie odezwały się do siebie aż do rana, a nawet przy rozpakowywaniu prezentów atmosfera wciąż była napięta. Istniało wiele rzeczy, w których Petunia nie była zbyt dobra, ale trzymanie urazy to nie jedna z nich. W głębi duszy miała poczucie, że wygrała tę sprzeczkę. Wiedziała, że mogła Snape’owi zaufać w kwestii zachowania się jak kompletny lump. Znała go przecież dużo lepiej, niż jej naiwna siostra – może nie wymieniał z nią bzdurnych historyjek, ale wielokrotnie pokazał swoją prawdziwą twarz. No i jeszcze ten uliczny akcent… Oczami wyobraźni widziała, jak matka krzywi się na sam jego dźwięk. Wszystko to na pewno wystarczy, by rodzice wyrobili sobie o Snape’ie racjonalną opinię.
Z zamyślenia wyrwał ją pisk Lily, która właśnie odpakowała pudełko nowiutkich, lśniących piór i kałamarzy. Doprawdy! Czy te dziwolągi nie wpadły jeszcze na to, że istnieją długopisy? 
– Mam nadzieję, że ci się przydadzą – powiedział pan Evans, aż promieniejąc na widok radości swojego małego oczka w głowie. 
– O, na pewno! Gęsie przydaje się do codziennych notatek, ale krucze pióra są takie eleganckie, nikt nie będzie takich miał! Profesor McGonagall mówiła, że–…
Petunia zerknęła z zaciśniętymi ustami na swoje nowe taśmy do maszyny do pisania, nieświadoma faktu, że wygląda jak młodsza kopia wspomnianej profesor transmutacji. Przez ułamek sekundy starsza panna Evans nie pragnęła niczego na świecie tak bardzo, jak tego, by w niej również obudziła się magia. Choćby i za rok. Albo za dwa lata. Mogła powtarzać materiał, mogła nawet być w jednym… domu z chłopakiem Snape’ów! Chciała pójść razem z Lily do magicznej szkoły, ale przede wszystkim chciała odzyskać siostrę.

***

– Mogę cię o coś zapytać?
– Mhm.
Severus, z trudem nadążając, przemierzał za Lucjuszem szkolny korytarz. Teoretycznie nigdzie nie musieli się spieszyć, ale starszy Ślizgon i tak zawsze kreował wokół siebie aurę bycia niesłychanie zajętym – choć nigdy zabieganym. Tego czystokrwistemu arystokracie akurat nie wypadało.
– Jak to robisz, że… Nigdy nie mówisz nic niewłaściwego?
Lucjusz uśmiechnął się nieznacznie i skręcił gwałtownie w boczny korytarz. Severus mało co się nie poślizgnął na swojej własnej szacie i powoli zaczynał podejrzewać, że Lucjusz robił mu to specjalnie.
– Co masz na myśli?
Severus zmarszczył czarne brwi, z ulgą zauważając, że Malfoy nieco zwolnił kroku. 
– Zawsze znajdujesz odpowiednie słowa. Nigdy… się nie jąkasz.
Lucjusz parsknął cicho i położył mu rękę na ramieniu. Minęli klasę do transmutacji i przeszli na słoneczny dziedziniec. Severus dostrzegł kątem oka siedzących pod drzewem Gryfonów i mimowolnie poczuł się nieswojo.
– W sensie – kontynuował myśl, w obawie, że nie dość dobrze wytłumaczył Lucjuszowi, o co mu chodziło – twój akcent–…
– Severusie, twoim głównym problemem jest to, że za bardzo się tłumaczysz – przerwał mu Malfoy. 
Usiedli na kamiennej ławce, dokładnie po przeciwnej stronie od Gryfonów. Snape poczuł, że zaczyna się czerwienić, chociaż ze wszystkich sił starał się do tego nie dopuścić. Lucjusz spojrzał na niego z rozbawieniem, co zawstydziło młodszego Ślizgona jeszcze bardziej. Nie lubił tego uczucia, a z jakiegoś powodu Malfoyowi wzbudzanie w nim zmieszania wychodziło wręcz mistrzowsko.
– Zazwyczaj nikogo nie obchodzi, co mówisz, jeżeli tylko powiesz to odpowiednio.
Severus zastanowił się głęboko nad tą radą, obserwując swojego przyjaciela z podziwem. Lucjusz był jego niedoścignionym ideałem prawdziwego czarodzieja. Ile by dał, żeby być taki jak on – mówić jak on i sprawiać wrażenie, że wszędzie należy. Przechadzać się korytarzem i wzbudzać respekt bez kiwnięcia palcem. Przypuszczał, że to kwestia urodzenia, czasami zastanawiał się, czy przypadkiem aura slumsów nie unosi się wokół niego niczym niewidzialna czerwona flaga ostrzegawcza, którą widzą wszyscy oprócz niego.
– Severusie, czy wiesz dlaczego zawsze reaguję, kiedy ktoś śmieje się z twojego akcentu i tych przedziwnych ubrań, które upierasz się nosić?
Snape z trudem powstrzymał się przed tym, by wytknąć, że gdyby nie nosił „tych przedziwnych ubrań”, jedyną opcją byłoby paradowanie nago.
– Bo się przyjaźnimy?
Lucjusz spojrzał na niego z pobłażaniem.
– Powiedzmy. Ale głównie dlatego, że traktuję moje obowiązki Prefekta bardzo poważnie.
Snape nie do końca zrozumiał przesłanie, więc Malfoy dodał mentorskim tonem:
– Jeżeli chcesz być traktowany poważnie, musisz zacząć brać siebie bardziej na poważnie.

***

Petunia zdała wszystkie letnie egzaminy na piątki i czwórki. I chociaż spotkało się to z ogromną radością rodziców, zostało zapomniane w ułamek sekundy, gdy tylko Lily przywiozła z Hogwartu swój wykaz ocen. Na pełnym zaaferowania wyjaśnianiu tajników każdego przedmiotu i systemu oceniania zeszło ładnych parę godzin, podczas których Petunia jadła w milczeniu swoją porcję topniejących w słońcu lodów. W ramach nagrody za… relatywnie dobre sprawowanie – tu komentarz Lindy nie obyłby się bez znaczących spojrzeń w stronę najstarszej z dziewczynek – rodzice postanowili zabrać je na lody. I to nie byle jakie. Skoro teraz wtajemniczona rodzina miała wolny wstęp na Pokątną, państwo Evans wybrali miejsce najpopularniejsze wśród czarodziejów. Usiedli pod parasolami na słonecznym patio, z fascynacją słuchając swojej najmłodszej córki. Petunia przypuszczała, że fakt siedzenia tuż obok magicznych rodzin musi być dla jej rodziców pewną formą wywyższenia – osobiście uważała to za idiotyczne nadęcie.
Przedziwny właściciel lodziarni, o obco brzmiącym nazwisku na „f”, co jakiś czas przechadzał się między gośćmi, witał się z każdym z osobna i sprawdzał, czy nikomu niczego nie brakuje. Jej rodzice czuli się zaopiekowani, ich najstarsza córka – niemal zażenowana. Widać było, że przebywanie wśród „magicznych” i bycie uwzględnianym w ich kaście było dla państwa Evans wielkim wydarzeniem, ale Petunia nie mogła się pozbyć wrażenia, że i tak wszyscy wiedzą, kim naprawdę są. Czuła się tak, jakby miała to wypisane na czole. Lily, która ani na moment nie przestawała szczebiotać, zdawała się w ogóle tego nie dostrzegać. Mówiąc szczerze, starsza panna Evans miała wrażenie, że jej młodsza siostra specjalnie filtruje niektóre rzeczy. Postanowiła zatem obrócić to na swoją korzyść.
Nadal nie zapomniała o groźbie przyprowadzenia Severusa Snape’a do ich domu.  Wiedziała, że nie wrócił do Cokeworth na święta ani na ferie, więc spodziewała się go w okolicach letnich wakacji. Kiedy chciała, Petunia potrafiła zdobyć istotne informacje. Zaczęła zatem przygotowania na wojnę. Jeżeli Lily chciała się zbłaźnić przy rodzicach, to proszę bardzo, ale ona nie będzie siedziała przy jednym stole z tym obdartusem. Petunia wykalkulowała cały plan na chłodno i zaczęła go wprowadzać w życie odpowiednio wcześnie. Na początek: objawy. Wieczorem, po wizycie w lodziarni, zaczęła niepokojąco pokasływać. To tu, to tam, nie wzbudzając zbyt wielu podejrzeń, ale zawsze przy matce – w chwilach zwątpienia przypominała sobie pełną wewnętrznego tragizmu twarz Mii Farrow i próbowała ją kopiować najlepiej jak umiała. Następnie nadszedł czas na przekonującą chrypkę i sińce pod oczami, które osiągnęła pokrzykiwaniem po lesie podczas samotnego spaceru i nieustannym tarciem powiek. W noc prapremiery wielkiego przedstawienia, Petunia zmusiła się, by nie spać przez pół nocy, szczypiąc się mocno w nogę, gdy tylko czuła senność. Kiedy w końcu Linda sama wpadła na pomysł, by zmierzyć Petunii temperaturę („Matko Boska, dziecko! Jak ty wyglądasz!”), wystarczyło ukradkiem umoczyć termometr w ukrytej wcześniej pod fotelem herbacie. Kurtyna w dół. Owacje na stojąco.
Tym oto sposobem, w dniu odwiedzin wroga, Petunia mogła bezkarnie zakopać się w łóżku z piramidą poduszek, ze zbolałą miną przyjmować od matki swój ulubiony rosół z makaronem i wylegiwać się od rana do wieczora – bez Lily i, co najważniejsze, bez Snape’a. Przecież nie można było dopuścić, by któreś z nich zaraziło się tak paskudnym wirusem!
W celu dopilnowania, by wszyscy dali jej święty spokój, Petunia utrzymywała, że przez gorączkę nie jest w stanie nawet wstać z łóżka, chociaż tak naprawdę jedynym, co jej dolegało, były rozległe siniaki na udzie. W atmosferze absolutnej konspiracji zgromadziła w łóżku wszelkie „dorosłe” magazyny dla kobiet swojej matki i teraz czytała je z wypiekami na twarzy, co jakiś czas nasłuchując, czy nikt nie wchodzi na górę, by do niej zajrzeć. Kiedy czujnie wyłapała skrzypienie schodów i głosy, momentalnie zagrzebała się pod kołdrę, przykrywając czasopisma poduszkami i kocem. Odwróciła się tyłem do drzwi, udając, że drzemie.
– … o, to mój pokój. Ale nie możemy tu zostać, bo Petunia jest bardzo chora. Ma gorączkę i nie może nawet wstawać z łóżka – wyszeptała Lily. 
Jej siostra zaraz się domyśliła, że osobą, do której mówiła, był Snape. Natychmiast poczuła ukłucie gniewu. Też coś, przyprowadziła go do ich pokoju! Może jeszcze pokaże mu ich szuflady z bielizną, głupia gówniara! 
To, czego Petunia nie była świadoma, to fakt, że Severusa po pierwsze nie fascynowała kobieca bielizna – to odkrycie miał już dawno za sobą, a po drugie nie ukryła dość dobrze stosiku magazynów, który częściowo wystawał spod rogu koca. 
– Nie może wstawać? – Severus uniósł jedną brew.
– Nie. Nie ma siły nawet czytać. – Lily westchnęła.
Biedactwo…
Jej siostra chyba tego nie słyszała, albo wolała po prostu zignorować, ale Petunia wyłapała sarkazm w ułamek sekundy. Czyżby ten wstręciuch czegoś się domyślał? Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, poderwała się do siadu. Dostrzegła niewprawnie ukryte czasopisma i teraz w panice nasłuchiwała, czy Snape zburzy jej misterny plan.
Nie wsypał jej, chociaż sam nie wiedział dlaczego. Być może dlatego, że zaimponowało mu tak dokładnie zaplanowane oszustwo, albo dlatego, że Linda Evans była pierwszą osobą, która zainteresowała się jego stanem zdrowia („Michael, zobacz jakie to dziecko chude! Severusie, kochanie, weź sobie dokładkę, nalegam!”) i Severus wciąż jeszcze nie wyszedł z szoku.

8 komentarzy:

  1. Jakie to znajome, moja mama też przeczytała kilka linijek mojego opka, kiedy byłam dzieciorem, zrobiłam jej awanturę. Ale widzę, że Petunia reaguje takim samym wstydem. XD Chociaż kiedy Petunia tak wybuchnęła, pomyślałam, że może pisała list do Dumbledore'a, a powieść to tylko przykrywka. Noo, i gdyby Petunia żyła w naszych czasach, na bank mogłaby poszperać w gazetkach dla nastolatków, widywałam w Brawo dziwniejsze listy. XDDD
    Snejp, Snejp, Severus Snejp. Snejp. Snejp. Severus Snejp.
    DAMBLEDOR!
    Zemsta Petunii bezbłędna, z całą pewnością jej mama będzie cierpieć w potwornych katuszach. XD Jeszcze by tego brakowało, żeby Lily wyczyściła obrus jakimś zaklęciem, wybawiła siostrę z kłopotów i zaskarbiła sobie jeszcze większą miłość rodziców.
    „ Przez chwilę Petunia zgubiła się w paplaninie siostry i przez myśl przemknęła jej wizja rzucania Snape’owi sowich chrupków, którą jednak odgoniła od siebie jak najszybciej” — to jest bezbłędne. Poszłam o krok dalej i wyobraziłam sobie pewną scenę z „Salo, czyli 120 dni Sodomy”, tę z ciskaniem szynką. Oczywiście ze Snape'em i Petunią w roli głównej. XD
    Walenie miotłą w sufit? Meh, skąd ja to znam... Próbowałam też wypowiedzieć to „hmpf”, nie wyszło za dobrze. Nie lepiej „pff”? O ile to prychnięcie... O tak, Snape będzie zachwycony, mogąc przyjść do Evansów na obiad, jego szczęście będzie równe szczęściu Petunii. :)
    Scena Snape'a i Lucjusza super, zastanawiałam się, czy rozszerzysz trochę perspektywę. Powiem szczerze, że stawiałam na Lily, ale perspektywa Snape'a o wiele bardziej mi pasuje. Trochę go szkoda, kiedy człowiek sobie pomyśli, że nigdy nie będzie wzbudzał takiego respektu, o którym myślał, będąc gówniakiem. Podoba mi się to, że kiedy Severus był z mugolami, podkreślałaś jego wyższość, a teraz, kiedy znalazł się w Hogwarcie, jest jednym z przydupasów i to Lucjusz jest górą. I założę się, że Snape zapytał Malfoya o tę zmianę akcentu i zachowania, bo chciał w pewnym sensie zrobić na kimś wrażenie. Może na Lily? A może na jej rodzicach? ;>
    Czytając opis wyjścia na lody, czułam cholerną frustrację, bo choć Petunia bywa irytująca, nawet ją lubię i bardzo mnie denerwuje, kiedy cały czas zostaje spychana na boczne tory. I nie mam bynajmniej pretensji do Lily, w końcu dla całej rodziny jej czarodziejskość to coś nowego, ale to rodzice są dorośli i to oni powinni bardziej zainteresować się starszą córką.
    Petunia powinna być detektywem. Jej dbałość o szczegóły naprawdę mnie rozczuliła, zwłaszcza to wielkie poświęcenie — darcie się w lesie dla uzyskania chrypki? Poleciłabym jej Marsz Niepodległości, utrata głosu tak na 90%.
    Czyli jednak Snape oczarował swoich przyszłych-niedoszłych teściów. A może jednak przyszłych-niedoszłych-przyszłych? Naprawdę jestem szalenie ciekawa, jakim cudem ta dwójka mogłaby się zejść. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucjusz ma to do siebie, że zawsze musi mi się we wszystko wtrącić. I nie lubię Lily, więc nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała wejść w jej głowę. I nie wszyscy dorośli ludzie są dorośli ;) Nie wszyscy wiedzą, jak należy wychowywać dzieci.

      hihi, Petunia jak wiadomo jest wścibska – Lily też. Z jakiegoś powodu zawsze wie wszystko o wszystkich, ale to do Petunii przylgnęła łatka. Nie wspominając o tym, że Sever miał brzydki nawyk podsłuchiwania, no oni wszyscy są siebie warci ;)

      Hehe która dwójka?

      Usuń
    2. No która? Jeszcze trochę i zacznę szipować Sevtunię. XD Podobają mi się te ich relacje u Ciebie, to dziecięce dogryzanie jest na miejscu i w końcu mi to leży, bo zwykle na coś takiego się napotykam, kiedy Snape jest już dorosły. [*]

      Usuń
  2. No dobra, przyznam się, że czytam to opowiadanie regularnie od pierwszego rozdziału i jak wielki wstręciuch nie miałam jeszcze natchnienia, aby skomentować. Ostatnio jestem tak leniwa, że większość czasu spędzam na patrzeniu w ścianę.

    Miałam co do tej historii pewne wątpliwości, w końcu każdy wie, w jaki sposób Petunia została opisana w książkach i człowiek automatycznie nie pała do niej wielką sympatią. Zwłaszcza, że trzy czwarte pojawiających się w sadze mugoli jest fe, ble i tylko ich powystrzelać. Serio, czasem zadziwia mnie hipokryzja bojowników o życie niemagicznych, którzy sami też uważają ich za prymitywów i dziwaków. Nie mówiąc o tym, że mało który mugolski rodzic/małżonek/daleki krewny przedstawiany był jako sympatyczny osobnik.

    Być może powinnam współczuć Petunii, ale mimo całej sympatii do tego opowiadania, które czyta się lekko i przyjemnie, nadal jej nie lubię. Rozumiem, że czuje się gorsza i irytuje ją, że została pominięta, no i ma tylko te dwanaście, czy trzynaście lat, ale mimo wszystko to ona odgradza się od Lily, a nie Lily od niej. Nie wiem, jaki był Twój zamysł co do tej postaci, ale ja po prostu jej nie lubię. I już.

    Swoją drogą, każdy w tej historii ma swoje za uszami. Lily jest mało rozsądna, a w pewien sposób nawet trochę głupiutka, pan Evans wydaje się nierozgarnięty, a jego żona śmieszna w swoim dążeniu do idealności. Przy nich Petunia wygląda na całkiem normalną. No i Sev. Ten akurat jest bardzo severusowy, nawet jako jedenastoletni chuligan. Muszę przyznać, że jego relacja z Petunią jest najciekawszym motywem tego opowiadania.

    Całuję,
    Bea

    PS Tak na wypadek, gdyby znów ogarnęła mnie choroba zwąca się niechciemizmem - ja tu zawsze jestem i czytam, nawet jeśli nic nie piszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, jak miło cię widzieć! <3 Zawsze miło cię widzieć, heeej! Dobrze, że mówisz, że czytasz, bo myslałam, że już się poddałaś.

      Hm, jak wiesz lubię się zajmować outsiderami. Problem czy raczej zaleta sagi Rowling leży w tym, że wszystko jest tam mało obiektywne i pisane z perspektywy Harry'ego, który był mniej więcej spostrzegawczy jak worek kamieni – notabene, Hermiona podróżowała w czasie tuż pod jego nosem, a czy on coś zauważył? Nie mam więcej pytań.

      Petunia i Vernon byli dla Harry'ego potworami, ale śmiem twierdzić, że to dlatego, bo Petunia była zepchniętą na bok dziewczynką, która całe życie starała się udowodnić rodzicom i wszystkim naokoło swoją wartość – "popatrz na mnie, kochaj mnie! A teraz mnie kochasz?". I to wszystko było po prostu bardzo, bardzo na rękę porywczemu, despotycznemu Vernonowi.

      Najważniejsze jednak jest to, że jako czytelniczka nie masz tu Petunii lubić ;) Mojego Snape'a też nikt nie ma prawa lubić, no ale co ja zrobię, on zawsze kradnie serca. Mój zamysł do tych postaci jest dokładnie taki – to są bardzo nieszczęśliwi, skrzywieni, egoistyczni i skrzywdzeni ludzie. Tak samo jak Branwen Owens najpierw mówiła, a potem myślała, tak samo jak hrabina Oleńska była wstrętną manipulatorką, tak samo jak Bellatrix, która... no własnie ;) Nie wspominając o tym, że Andromeda była w gruncie rzeczy słaba jak liść, wujek Alden zaniedbywał swoją żonę i nie wychowywał syna, mogłabym tak bez końca. U mnie nikt nie jest nigdy super pozytywny. Hm, to wszystko mówi bardzo wiele o mnie, chyba na tym zakończę XD

      Ściskam mocno, mocno, mocno!
      O.

      PS Severus i Petunia muszą być najciekawsi, no come on! :D Tu zaraz będą się odbywały cuda na kiju!

      Usuń
  3. „Linda zgarnęła maszynę do podłogi” — a nie „na podłogę”?
    „Istotnie, Petunia już za miesiąc miała być nastolatką” — nie rozumiem? Przecież Lily już skończyła 11 lat, więc Petunia już od roku nastolatką jest.
    „Snape, Snape, Severus Snape” — Dumbledore! :D https://www.youtube.com/watch?v=Tx1XIm6q4r4
    „Rodzice chłonęli wszystko, absolutnie zasłuchani, a Petunia udawała, że jest ponad to wszystko” — powtórzenie „wszystko”
    „W ramach cichej zemsty specjalnie zaplamiła żurawiną świeżo wykrochmalony obrus w takim miejscu, by matka nie zauważyła od razu” — hahaha, no tak, cicha zemsta Panny Evans, trzeba jakoś odreagować siostrę. Rozbraja mnie „level hard” ten zemsty, normalnie zaraz się schowam pod stołem z obawy, żeby mnie też nie dosięgła jej bezwzględna wściekłość. :D
    „Zresztą, jego ojciec–…” — a po czo ten myślnik?
    „Wiesz ile to w ogóle roboty?” — przecinek przed „ile”
    „Doprawdy! Czy te dziwolągi nie wpadły jeszcze na to, że istnieją długopisy?” — mistrzostwo <3
    Bardzo smutny jest ten bunt Petunii. To że sama jest w tym wszystkim, a każdy tylko fuka na nią i jej dokłada. Jasne, że głupia z niej gęś, bo przecież Lily nic złego na myśli nie ma, ale skąd ona ma to wiedzieć? Nikt jej nie wytłumaczył, bidulce. Ojciec przejmuje się tylko magiczną Lily, a matce nawet przez myśl nie przejdzie, że wybryki córki mogą mieć coś wspólnego z zazdrością.
    I jeszcze ta sprawa Severusa — do tej pory ich wspólnego wroga, a teraz przyjaciela siostry, z którą straciła kontakt.
    „Severusie, czy wiesz dlaczego zawsze reaguję” — przecinek przed „dlaczego”.
    „że traktuję moje obowiązki Prefekta bardzo poważnie” — czemu „prefekta” wielką literą?
    Bardzo podoba mi się to, jak kreujesz relację pomiędzy Lucjuszem i Snape’em. Widać, że w Malfoyu nie ma jeszcze tego późniejszego okrucieństwa, ale już pojawia się wyższość i budowanie kontaktów nawet z, w jego mniemaniu, plebsem. I to w taki sposób, żeby nawet sam proces tworzenia siatki znajomości wychodził na jego korzyść!
    „bycie uwzględnianym w ich kaście było dla państwa Evans” — bycie było ;___;
    „Petunia nie mogła się pozbyć wrażenia” — nie mogła się czy pozbyć się? :)
    Myślę, że Petunia powinna otrzymać brawa za zacięcie i poświęcenie, do którego była zdolna! A to tylko po to, żeby nie mieć styczności z Severusem, o matko!
    O, jaki ten rozdział krótki. Zanim się obejrzałam, już koniec.

    OdpowiedzUsuń
  4. No jestem bardzo ciekawa co wyniknie z tego pisania Petunii. Uwielbiam twojego młodego Severusa ;) Lily co raz bardziej mnie denerwuje swoją naiwnością. No i rodzice Tunii mogli by w końcu ją bardziej zauważyć.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Like the Symphony, the four,500 sq ft 우리카지노 casino is found on the second degree Tiffany Deck

    OdpowiedzUsuń